„Żal
wykańcza człowieka. Jeśli się przed nim nie bronisz, zmęczy cię tak, że
przestanie ci zależeć na czymkolwiek.”
~Harlan Coben; Bez Pożegnania
Młody
Irlandczyk siedział przy kuchennym stole. W tym obrazku nie byłoby niczego
zastanawiającego, gdyby miska z czekoladowymi płatkami była pusta, a obok niej
stał talerz z kilkoma okruchami po kanapkach z Nutellą. Posiłek był nietknięty.
Łącznie ze zbożową kawą z mlekiem, która zdążyła wystygnąć. Blondyn siedział ze
znużoną miną, przyglądając się zegarowi. Czas płynął nieubłaganie. Z każdą
sekundą był coraz starszy. Każdego dnia zdobywał nowe doświadczenie, które w
przyszłości miało w jakiś sposób zaowocować. Próbował w to wierzyć, ale jak
długo można udawać, że wszystko jest w porządku i takim pozostanie?
Przełknął
głośno ślinę, nie odrywając wzroku od zegara. Nie chciał być tchórzem, a jednak
nie potrafił zdobyć się na ten jeden telefon. Od dwóch miesięcy zwlekał mając
nadzieję, że sprawa jakoś sama się rozwiąże. Nic z tego. Wyrzuty sumienia
ciążyły i z każdym dniem przygniatały swoim ciężarem. Sprawiało to, że coraz
trudniej było chwycić telefon, by wybrać kilka cyfr oraz wcisnąć zieloną
słuchawkę.
Nerwowo
podrapał się po głowie zdając sprawę, że siedzi w niezmiennej pozycji już od
czterdziestu minut. Ujął w dłonie kubek z zimną kawą. Nie miał zamiaru jej pić.
Zwyczajnie chciał powstrzymać się od wykonania tego przeklętego telefonu. Nie
dlatego, że nie chciał. Przed pięcioma minutami obiecał sobie, że to zrobi.
Powód był dość błahy: dochodziła szósta trzydzieści. Hailee nie lubiła, gdy
ktoś budził ją o tak wczesnej godzinie.
Nie chciał jej denerwować. Zawsze troszczył się o jej dobro. Tęsknił za nią.
Lubił budzić się każdego ranka i widzieć, jak uśmiecha się przez sen. Włosy
Hailee tak ładnie pachniały. Truskawkami. Między nimi układało się idealnie.
Byli szczęśliwą, irlandzką parą. Dwa lata w związku; znali się od piętnastu.
Bez problemu mówili o wspólnej przyszłości. Ktoś musiał to zniszczyć. Nie były
to napalone fanki, które każdego dnia zapychały jego skrzynkę odbiorczą na Twitterze.
Nie poszło nawet o sprawę ciągłych wyjazdów. Zdradził ją. To była chwila zamroczenia alkoholowego, ale to
zrobił. Hailee chciała mu wybaczyć. Musiał zrobić tylko jedno: powiedzieć, z
którą dziewczyną się przespał. Nie mógł. Zranił Hailee, ale nie chciał robić
tego samego swojemu przyjacielowi.
- Cześć Niall – wyziewał Styles,
pojawiając się w pomieszczeniu. – Ciężka noc?
- Fatalny poranek – odpowiedział bez
entuzjazmu. Obserwował, jak kędzierzawy wyjmuje z lodówki dwie butelki soku
pomarańczowego. Na talerzu umieścił dwa pączki z nadzieniem różanym. To
wszystko wydało się Horanowi trochę dziwne. Styles zazwyczaj odmawiał jedzenia
śniadania. Ewentualnie podjeżdżali do Starbucksa w drodze do studia
nagraniowego. W dodatku zielonooki miał na sobie spodnie od pidżamy. – Harry,
wszystko z tobą w porządku?
- Ze mną tak – przytaknął, opierając się
na krótką chwilę o kuchenną szafkę. – Czuwałem całą noc nad Verą. Zasnęła
dopiero przed dwiema godzinami – ziewnął przeciągle. – Jeśli możecie, to nie
hałasujcie póki się nie obudzi.
- Jasne, wszystkiego dopilnuję – Niall
posłał przyjacielowi spojrzenie pełne zrozumienia. Cokolwiek robiła w ich domu
Vanilov, sprawa była poważna. Był niemal przekonany, że tej nocy Harry nawet
nie zmrużył oka.
Styles
opuścił kuchnię. Był zmęczony. Powieki praktycznie same się zamykały, ale
zrobił to dla Rosjanki. Gdy zobaczył ją poprzedniego wieczora czuł, jakby ktoś
wbił w jego serce sztylet. Tak piękne dziewczyny nie powinny płakać! Ktokolwiek
skrzywdził Verrucę musiał tego gorzko pożałować. Dziewczyna nie była w stanie
mówić. Ciągle tylko powtarzała, że nie powinna do nich przychodzić. Podobno
ściągała na całą piątkę jakieś niebezpieczeństwo. Miał nadzieję dowiedzieć się
czegoś więcej. W pewnym sensie na to zasługiwał.
Już
na początku ich znajomości Verruca wyraźnie określiła ich wzajemne relacje. Nie
chciała robić złudnej nadziei. Mogli pozostać przyjaciółmi i na więcej Harry
nie powinien liczyć. Pierwszy tydzień był ciężki. Miał nadzieję, że dziewczyna
jednak zmieni zdanie. Przecież on jest takim słodkim, czarującym oraz
kochającym facetem. Rosjanka mogła zmienić zdanie. Teraz jednak widział, że
lepiej mieć w niej przyjaciółkę, niż na siłę zmuszać do czegoś, na co nie była
gotowa.
Po
cichu wślizgnął się do swojego pokoju. Brunetka spała wtulona w pluszowego
misia, którego Styles zawsze miał gdzieś w pobliżu łóżka. Uśmiechnął się na ten
widok. Verruca wreszcie mogła odpocząć. On z resztą też. Wyciągnął z szafy koc
i wygodnie rozsiadł się z fotelu przy oknie. Nie spuszczał swych zielonych
tęczówek z dziewczyny. Marszczyła niespokojnie nos, oddychając przy tym ciężko.
Jeszcze mocniej przytuliła do swojej piersi pluszaka. Była taka niewinna i
bezbronna. Czego się bała? Przed czym chciała uciec? Dlaczego to właśnie do
nich zwróciła się o pomoc? Harry’emu jeszcze niedawno zdawało się, że Verruca
tylko z pozoru jest delikatna. Podczas treningów potrafiła całkiem porządnie
się zdenerwować. Ba, ona nawet przeklinała we wszystkich językach, które znała.
To zawsze sprawiało, że cała piątka trochę się uspokajała i skupiała na tym, co
brunetka od nich wymaga. Chociaż Styles spotkał się z Vanilov kilka razy na
kawie, to ani razu nie zaprosiła go do siebie. Pozwalała odprowadzić się pod
drzwi i tyle. Jakie skrywała tajemnice?
Zastanawiając
się nad tym, co ukrywa Verruca Vanilov – zasnął.
~*~
Tego
poranka Zayn Malik przebudził się z szerokim uśmiechem na twarzy. Niewątpliwie
sprawcą tego humoru był sen. Widział w nim szczęśliwą Adriannę. Uśmiechała się
do niego i prosiła, by zaopiekował się Rosjanką. Miał uchronić ją przed całym
złem tego świata. We śnie zdawało się to całkiem wykonalne. Obiecał, że nie
dopuści do tego, by Verruce spadł chociażby włos z głowy. W tak dobrym humorze
wkroczył do salonu, gdzie poranny program oglądał Liam razem z Louisem. Obaj
nie wykazywali zainteresowania tematem, który właśnie poddawany był dyskusji.
Payne leżał na sofie i zapewne wymieniał się wiadomościami ze swoją ukochaną
Danielle. Lou natomiast powoli przeżuwał porcję płatków kukurydzianych. Jego
wzrok błądził bezwiednie po całym pomieszczeniu. Nawet nie zauważył Malika,
który próbował powstrzymać się od śmiechu. Nie chcąc im zbytnio przeszkadzać,
udał się do kuchni. Pusty żołądek domagał się pożywnego śniadania. W
pomieszczeniu zastał Horana. Drzemał z głową na blacie kuchennego stołu.
Rozczulający obrazek, który mulat natychmiast uwiecznił aparatem w swoim
iPhonie.
Przygotowanie
śniadania nie zajęło Malikowi wiele czasu. Do tostera włożył dwie kromki chleba
tostowego, wstawił wodę na kawę z mlekiem, a z lodówki wyciągnął serek
waniliowy. Cichy odgłos z opiekacza sprawił, że Niall przebudził się z krótkiej
drzemki. Malik posłał mu przepraszające spojrzenie.
- Nic się nie stało – jęknął Irlandczyk,
rozmasowując obolały kark.
- Coś wszyscy nie w humorze dzisiaj –
stwierdził Malik, siadając naprzeciwko blondyna. – Stało się coś?
- Verruca się stała – odpowiedział
obojętnym tonem Niall. Serce Zayna stanęło na ułamek sekundy w miejscu. Gestem
zachęcił przyjaciela, by powiedział coś więcej. Wrócił do domu o trzeciej.
Zdawało mu się, że wszyscy śpią. Nie zauważył też oznak obecności Rosjanki. –
Louis mówi, że Vera przyjechała przed północą. Roztrzęsiona, zapłakana. Nie
była w stanie odezwać się nawet słowem. Teraz śpi w pokoju Harolda który
prosił, by nie hałasować. Czuwał przy niej. Obojgu przyda się spokojny sen.
- Jasne – Malik pokiwał głową. Miał ochotę
natychmiast pobiec na piętro i sprawdzić, czy z Rosjanką już wszystko w
porządku. Powstrzymał się. Sen był teraz tym, czego potrzebowała. Oczywiście
był na siebie wściekły. Powinien być w domu, kiedy ona tutaj przyszła. To nie
Harry powinien się nią zajmować. Zayn zaklął w myślach, wgryzając się w tost z
dżemem truskawkowym. Czyżby znów zawodził?
W
tym samym czasie brunetka powoli otworzyła zapuchnięte powieki. Jej głowa
pękała z bólu. Z resztą jak zawsze, gdy miała za sobą przepłakaną noc. Dopiero
po krótkiej chwili przypomniała sobie, gdzie się znajduje. Pokój Harry’ego.
Zerknęła na maskotkę. Według zielonookiego działała jak łapacz złych snów. Coś
w tym było. Po raz pierwszy od dłuższego czasu koszmar nie był aż taki zły. Nie
budziła się z krzykiem i zlana potem. Szybko przeniosła błękitne tęczówki na
Stylesa. Drzemał w fotelu, przykryty kocem. Z całą pewnością było mu
niewygodnie. Poczuła się winna. Nie powinna była w ogóle tutaj przyjeżdżać.
Zawracała muzykowi głowę swoimi problemami, a także mogła ściągnąć na niego
niebezpieczeństwo. Zagryzła nerwowo dolną wargę. Nie chciała stracić tak
cudownego i troskliwego przyjaciela. Teraz była mu winna wyjaśnienia.
Chwyciła
butelkę soku pomarańczowego. Nie była głodna. To urocze, że pomyślał o wszystkim
pomyślała, uśmiechając się niewyraźnie. Usiadła na łóżku. Gdy tylko sok
zwilżył jej wargi, poczuła ulgę. Była gotowa wkroczyć w nowy dzień ze
świadomością, że każdy kolejny może być gorszy. Ujęła delikatnie dłoń Harry’ego
i wyszeptała jego imię.
- Vera? – Kędzierzawy przetarł wolną
dłonią twarz, by pozbyć się ostatnich oznak snu. – Wszystko dobrze?
- Tak, Harry. Dziękuję – spuściła wzrok.
– Przepraszam za kłopot.
- Nie masz za co przepraszać – Harry
natychmiast znalazł się obok dziewczyny i obejmował ją ramieniem. – Na mnie
zawsze możesz liczyć.
- Wiem – poczuła, jak do jej oczu znów
napływają łzy. – Harry, ja chyba powinnam wracać.
- Nie ma mowy. Zostajesz z nami cały
dzień i nie chcę słyszeć odmowy.
- Mam na myśli Rosję – jej głos stał się
bezbarwny. – Powinnam wrócić do Moskwy, do mojego ojca. Przy nim będę
bezpieczna, a wam też nic nie będzie zagrażać.
Styles
odsunął się od dziewczyny. Na jego twarzy malowały się mieszane uczucia. Z
początku myślał, że sobie z niego żartuje. Niby co im miało zagrażać? Co
najwyżej napalone fanki, które rzucają się na nich przy każdej, możliwej
okazji. Chciał się zaśmiać, ale w oczach dziewczyny znów dostrzegł ten
przejmujący strach.
- O czym ty mówisz? Vera, co się dzieje?
- To długa historia.
- Mam czas.
Brunetka
wzięła głęboki oddech. Nie chciała się znów rozpłakać. Po krótce opowiedziała o
interesach swojego ojca. Według oficjalnej wersji był on biznesmenem. Zajmował
się handlem tkaninami. W rzeczywistości stał gdzieś na samym szczycie biznesu
przemytniczego. W Rosji tacy ludzie mają duży wpływ na gospodarkę oraz tych,
którzy zajmują się zarządzaniem państwem. Pewnego dnia szesnastoletnia Vanilov
poznała jednego z młodszych współpracowników ojca. To było chwilowe
zauroczenie, ale on liczył na coś więcej. Próbowała dać mu do zrozumienia, że
to wszystko nie ma sensu, ale nie słuchał. Gdy zaczęła go unikać zaczął jej
grozić. Tworzyli fikcyjny związek, który każdego dnia przytłaczał dziewczynę
coraz bardziej. Próbowała o wszystkim powiedzieć ojcu, ale nie słuchał. Według
niego Aleksiej to najuczciwszy człowiek na ziemi oraz odpowiedni kandydat na
jej męża.
- Między innymi dlatego tak bardzo
chciałam wyjechać – Verruca otarła samotną łzę, która spłynęła po jej policzku.
– Aleksiej nie pracuje już z moim ojcem, bo ten przejrzał na oczy. Miał się nie
dowiedzieć, gdzie przebywam, ale w jakiś sposób mnie znalazł.
- Vera, przy nas nic się tobie nie
stanie. Obiecuję.
Chciała w to wierzyć, ale za
dobrze znała Yankovitcha. Ten człowiek niczego się nie boi. A już z całą
pewnością nie przerazi go piątka nastolatków.
***
Nie jest za różowo. Mam wrażenie, że przez to pisanie zaprzepaściłam szansę na dalsze studiowanie... No zobaczymy. A tymczasem wyjeżdżam do Chorwacji i rozdział pojawi się automatycznie w następny piątek o godzinie 12.
O cholewcia, ale akcja! Ciekawe co to za gościu i co mógłby zrobić naszym kochanym chłopcom i dziewczynie. Aż taki dupek z tego facia? Opowiadanie się rozkręca, podoba mi się to! :)
OdpowiedzUsuńCo do Twoich studiów to poświęć wiecej czasu na nie. ;) Pozdrawiam!
Uuu... A wiesz że tak właśnie myślałam? Teraz ona powinna zadzwonić do ojca przyleciałby do niej ktoś z ochrony i miałby być zorganizowany lot który przemyci ją do Rosji! A Zayn weźmie się w garść i ruszy swe 4 litery i po jakimś czasie oni będą razem Aleksiej wpadnie i będzie HAPPY END! XD
OdpowiedzUsuń