„Wsypał do miski owocowe kółeczka dla
dzieci, otręby dla dorosłych i zalał mieszankę chudym mlekiem. Wyjaśnienie dla
niewykształconych na brykach studenckich: takie zachowanie – bardzo symboliczne
i wzruszające – świadczy, ile z chłopca nadal tkwi w mężczyźnie.”
~Harlan
Coben; Najczarniejszy Strach
Irlandczyk wstawił pustą już
miskę do zmywarki. Miał nadzieję, że jego koledzy jednak nie będą czekać z
włączeniem urządzenia do ostatniej chwili. Czystych naczyń powoli zaczynało brakować
i jakoś nikt się nie kwapił, by zmienić ten stan rzeczy. Nie to żeby on sam nie
mógł tego zrobić, ale prace porządkowe w domu jakoś nigdy nie były jego
ulubionym zajęciem. Poza tym musiał jeszcze załatwić kilka spraw na mieście
przed wylotem do Stanów Zjednoczonych, gdzie cały zespół miał spędzić blisko
dwa miesiące. Jak znał życie, to zostaną tam przynajmniej o dwa tygodnie
dłużej. Wielu rzeczy zwyczajnie nie mógł odłożyć na później. Jedną z nich było
spotkanie z Hailee. Sam do końca nie wiedział jak to się stało, że jednak
odważył się do niej zadzwonić. Jakież było jego zdziwienie, gdy dziewczyna
odebrała już po drugim sygnale. Rozmowa była bardzo krótka. Poprosił Malone o
spotkanie. Zbieg okoliczności sprawił, że akurat znajdowała się w Londynie i
obiecała znaleźć dla niego chwilę wolnego czasu w piątkowy poranek.
Opuścił dom zanim pozostali
mieszkańcy wstali. Pozostawił krótką wiadomość na drzwiach lodówki. Tłumaczył,
że idzie spotkać się z Hailee i prosił, by przypadkiem nikt nie próbował się dodzwonić.
Ewentualnie w sprawach niecierpiących zwłoki.
Poranek był mglisty, chłodny i
ogólnie rzecz biorąc – nieprzyjemny. Blondyn zapiął swój ciemnobrązowy płaszcz
na dwa ostatnie guziki, opatulając szyję szalikiem. Na głowę naciągnął kremową
czapkę. Miał nadzieję, że w tym stroju nikt go nie rozpozna. Nie był w nastroju
na wspólne zdjęcia z fankami oraz rozdawanie autografów. Myślał tylko o Hailee
Malone. Zobaczy ją po raz pierwszy od dwóch miesięcy. Czy bardzo się zmieniła?
Nie, to nie możliwe. Po zdjęciach na Twitterze widział, że w dalszym ciągu była
jego ukochaną, chociaż może trochę mniej radosną, Hailee. Z każdego wpisu
śmiało wnioskował, że nie ułożyła sobie życia z nowym chłopakiem. Może w
dalszym ciągu była dla niego szansa? Nigdy przecież nie przestał jej kochać.
Był głupi, że dopuścił do zdrady. I to z kim?! Dziewczyną najlepszego
przyjaciela; kolegi z zespołu.
Nieprzytomnym wzrokiem ogarnął
okolicę, w której się znalazł. Londynu jeszcze nie znał zbyt dobrze. Za każdym
razem, gdy siadał na miejscu kierowcy w swoim ukochanym samochodzie, wolał
polegać na nawigacji GPS. Teraz z cichym westchnięciem stwierdził, że się
zgubił. Miał dotrzeć do jednej z galerii handlowych, które mieściły się w
okolicy. Zamiast tego stał w parku, a gęsta mgła wcale nie ułatwiała określenia
położenia. Blondyn nerwowo zerknął na zegarek. Miał jeszcze czterdzieści minut.
Nad brzegiem niewielkiego stawu
zamajaczyła czyjaś niewyraźna sylwetka. Horan przełknął głośno ślinę i ruszył w
tamtą stronę. Musiał trafić na kogoś, kto będzie mógł dać odpowiednie
wskazówki. Nie chciał spóźnić się na spotkanie. Musiał pokazać się z jak
najlepszej strony.
-
Przepraszam bardzo – chrząknął cicho, podchodząc do blondynki, która przypinała
właśnie smycz do obroży swojego czarnego doga niemieckiego. – Czy gdzieś tu w
pobliżu jest może postój taksówek?
Blondynka przeniosła na
Irlandczyka swe bursztynowe tęczówki. Jej blade wargi wykrzywił nieśmiały
uśmiech. Przyciągnęła do siebie psa i poklepała smukłą dłonią głowę zwierzaka.
Ten z kolei nie spuszczał groźnego spojrzenia z Horana.
-
Tak – odezwała się blondynka cicho. – Wystarczy skorzystać z północnego
wyjścia.
-
Dzięki – już miał odejść, ale zdał sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia,
gdzie to północne wyjście się znajduje. – A ty przypadkiem nie idziesz w tamtą
stronę?
-
Owszem – skinęła głową. – Możesz iść razem z nami.
Znaczną część drogi pokonali w
milczeniu. Niall odliczał minuty do spotkania z Hailee. Miał nadzieję, że się
nie spóźni. Od dawna na niczym tak mu nie zależało, jak na przybyciu na
spotkanie na czas. Gdyby ktoś siedział teraz w jego głowie stwierdziłby
zapewne, iż myśli Horana są niesamowicie monotonne i nudne. Nie interesował się
nawet tą przepiękną blondynką, która spokojnym krokiem szła obok. Zerkała ona
co chwilę na Irlandczyka, a na bladych policzkach pojawiły się rumieńce.
-
To ty jesteś tym piosenkarzem? – Zapytała nieśmiało, wytrącając Nialla ze stanu
zamyślenia. – Tym z One Direction, prawda?
-
Tak, to ja.
-
Fajnie – dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, a w jej policzkach pojawiły się
urocze dołeczki.
Reszta drogi znów upłynęła w
milczeniu. Niall omal nie podskoczył z radości, gdy jego oczom ukazała się
typowa, londyńska taksówka. Posłał dziewczynie wdzięczne spojrzenie zdając
sobie sprawę, że raczej nie był wobec niej zbyt uprzejmy. Zagryzł dolną wargę.
-
Dzięki za pomoc – uśmiechnął się czarująco do blondynki. – Uratowałaś mi życie.
-
Dobrze wiedzieć, a teraz lepiej już leć. Ta ważna sprawa chyba nie może czekać.
Dotarł do kawiarni niemalże w
ostatniej chwili. Było to całkiem urocze miejsce na ostatnim piętrze galerii
handlowej. Ściany w kolorze jasnego fioletu oraz białe kanapy dodawały uroku.
Nieliczni goście zerknęli ukradkiem na zdyszanego blondyna. Kilka nastolatek
zaczęło szeptać żywo między sobą. Zignorował je. Niebieskie tęczówki bez
problemu dostrzegły burzę kruczoczarnych loków. Poznałby ją dosłownie wszędzie.
To była jego Hailee, która ze znudzonym wyrazem twarzy wpatrywała się w gazetę.
Prawą dłonią obejmowała gorący kubek. Zapewne z waniliową moccą. Był
przekonany, że zanim upiła pierwszy łyk, wsypała jeszcze trzy saszetki
brązowego cukru, by napój był jeszcze słodszy. Tak słodki, jak ona sama. Kiedy
zauważyła blondyna, pełne usta ułożyły się w spokojny uśmiech. Odetchnął z
ulgą. Zdecydowanie jeszcze nie wszystko było stracone.
~*~
Verruca powoli otworzyła
powieki. Spojrzenie błękitnych tęczówek natychmiast padło na rękę, która
obejmowała talię dziewczyny. Zaśmiała się cicho, zerkając teraz na Stylesa,
który spał w najlepsze. Wyglądał przy tym niesamowicie uroczo. Kojarzył się
brunetce z małym chłopcem, któremu tak brutalnie zostało odebrane prawdziwe
dzieciństwo. Przecież Harry miał dopiero szesnaście lat, gdy to wszystko się
zaczęło. Trafił do programu, gdzie nawet dorośli mają problemy z utrzymaniem
dobrej formy psychicznej. Przetrwał to. Wraz z czwórką chłopaków został
połączony w jeden zespół. Tworzyli jedność. Czy jednak szesnastolatek jest w
stanie udźwignąć tak wiele? Nagle stał się rozpoznawalny. Dziewczyny na ulicy
dosłownie rzucały się na niego, prosząc o autograf oraz wspólne zdjęcie.
Verruca znała Stylesa dopiero od trzech tygodni, ale widziała, że jest
zmęczony. Z resztą nie tylko on. Wszyscy w zespole zdawali się mieć momentami
dość sławy. Sam Louis niedawno powiedział, że gdyby tylko mógł cofnąć czas, to
pewnie pięć razy rozważyłby pójście na casting do X-Factora. Próbowała ich
zrozumieć. W pewnym sensie też odnosiła światowe sukcesy. Nie była jednak na
tyle popularna, by bać się wyjść na krótki spacer po okolicy. Jej strach miał
zupełnie inne podłoże…
Już czwartą noc spędzała w domu
chłopaków. Nie chciała im się narzucać. Próbowała wrócić do siebie, ale nawet
najcichszy szmer dochodzący z korytarza przyprawiał ją o szybsze bicie serca.
Chwytała wtedy telefon, odruchowo wybierając numer do Harry’ego. Odbierał za
każdym razem, bez względu na porę dnia czy nocy. Po jakimś czasie reszta
zespołu stwierdziła zgodnie, że Verruca powinna przenieść się do ich domu.
Styles ochoczo odstąpił nawet swoje łóżko. Rosjanka nie chciała sprawiać
problemu. Chłopak w jednym łóżku nie przeszkadzał. Pod warunkiem, że się do
niej nie dobierał, a to nigdy by nawet Stylesa nie posądziła.
Z szafy wyciągnęła ubrania i
razem z nimi udała się do łazienki. Chłodny prysznic sprawił, że natychmiast
wyzbyła się resztek snu. Była gotowa stawić wszelkim wyzwaniom, jakie szykował
ten dzień. Poległa już podczas próby ustawienia ekspresu na kawę. Zazwyczaj
zajmował się tym Niall. On jednak pozostawił krótką wiadomość, by się o niego
nie martwić.
-
Może lepiej ja się tym zajmę – męski głos przerywający ciszę o mały włos nie
przyprawił brunetkę o zawał. Odwróciła się gwałtownie, stając oko w oko z
Zaynem. Znajdował się blisko. Zdecydowanie za blisko. – Dzień dobry.
-
Dzień dobry – odpowiedziała onieśmielona, odsuwając się od mulata na bezpieczną
odległość. – Chciałam przygotować kawę, ale to urządzenie mnie chyba nie lubi.
-
Ciebie nie da się nie lubić – stwierdził Zayn takim tonem, jakby to było coś
oczywistego. Brunetka spłonęła rumieńcem. Aby przypadkiem chłopak tego nie
zauważył, otworzyła lodówkę w poszukiwaniu składników na śniadanie dla
pozostałej czwórki.
Vanilov już na samym początku
zdała sobie sprawę, że nie dotrzyma danej obietnicy. Zwyczajnie nie mogła
pozostać obojętna wobec muzyków. Nie potrafiła już być jedynie choreografką;
osobą, która ogranicza swoje kontakty do tego, co dzieje się na sali ćwiczeń
oraz scenie. Przywiązała się. Może nawet zbyt szybko. Teraz nie mogła już nic
na to poradzić. Pozostała jedynie cicha nadzieja, że jednak manager zespołu
doceni jej pracę i przedłużą kontrakt na czas nieokreślony.
-
Vera, czymś się znów martwisz – stwierdził Malik, stawiając obok brunetki kubek
z gorącą kawą. – Powiesz o co chodzi?
Spojrzała w orzechowe tęczówki
Zayna. Zawsze widziała w nich zrozumienie i troskę. Kiedy ona czymś się
martwiła – mulat natychmiast znajdował się obok. Podobnie jak Harry, był jej
najlepszym przyjacielem. Za nic nie chciałaby go utracić.
-
Martwię się zbliżającą trasą – wymyśliła na poczekaniu. Nie chciała dzielić się
wszystkim, co siedziało w jej głowie. – To będzie mój pierwszy sprawdzian. Wasz
występ wystawi mi ocenę, jako o choreografce.
-
Choreografką jesteś wspaniałą. Co najwyżej my jesteśmy kiepskimi tancerzami.
-
Malik, mów za siebie! – Krzyknął Tomlinson, rzucając w mulata poduszką. – A ty,
Vera – wskazał palcem brunetkę, która kończyła robić kanapki – zacznij w siebie
wierzyć.
-
I w nas też – dodał Liam, porywając z talerza kromkę chleba z szynką. – Jak to
możliwe, że śniadanie jeszcze nie zostało wchłonięte?
Brunetka wymownie wskazała na
drzwi od lodówki.
~*~
Rozmawiali, śmiali się i
wszystko było tak, jak przed laty. Przynajmniej do chwili poruszenia tematu tabu. Oboje stali się spięci. Ale kiedyś
przecież musieli sobie to wszystko wyjaśnić. Niall nie mógł już dłużej ukrywać
z kim się przespał. Był przygotowany na utratę przyjaciela. Dojrzewał do tej
decyzji przez dwa miesiące. Teraz wiedział, że miłość powinna być ważniejsza.
Nie mógł pozwolić Hailee odejść kolejny raz.
-
Czy w dalszym ciągu coś do mnie czujesz? – Zapytał, ujmując delikatnie dłoń
dziewczyny. Nie cofnęła jej. Ich palce splotły się. – Hai proszę, chcę wiedzieć
na czym stoję.
-
Prawdziwej miłości się nie zapomina – wyszeptała ciemnowłosa, wbijając wzrok w
blat stołu. – Kocham cię, ale nie mogę zapomnieć o tym, co zrobiłeś.
-
To była Ellie. Spędziłem tamtą noc z Eleanor Calder.
omg.
OdpowiedzUsuńEleanor? POWAŻNIE?
Uwielbiam czytac twoje dwa blogi, ten i drugi o Mel. JESTEŚ NIESAMOWITA !
:O <- Taka była moja reakcja na ostatnie zdanie tego rozdziału. Serio? Eleanor? I zapewne Louis o niczym nie wie? :D dzieje się, oj dzieje. Nawet nie wiesz jak ta scena Zayn-Ver poprawiła mi humor i chociaż jest dopiero dwadzieścia po ósmej, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie skomentować! :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ver i Zayn zbliżą się jeszcze bardziej do siebie. :) Niall i El?! Omg co tu się dzieje... Jak się Lou dowie to go zamorduje.
OdpowiedzUsuńO kurcze, kurcze, kurcze... Eleanor? To żeś mnie zaskoczyła dziewczyno. Kogo jak kogo, ale jej się nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się postawa Harry'ego wobec Ver. Wykreowałaś go w taki sposób, że nie da się go nie kochać.
Nadal jestem pod wrażeniem całości, a szczególnie końcówki, dlatego diabelnie trudno jest mi napisać w miarę dobry komentarz.
Chcę więcej! Pisz szybko ;p