9 listopada 2012

Czternaście



„Kocham cię. Będę cię kochał do dnia w którym umrę. A jeśli jest po tym jakieś życie, to wtedy też będę cię kochał.”
~Cassandra Clare; Miasto Szkła

                Święta Bożego Narodzenia okazały się jeszcze bardziej śnieżne i mroźne, niż przewidywali do synoptycy. Verruca przewróciła się na drugi bok, nie chcąc wystawiać nosa spod ciepłej, puchowej kołdry. Została ona dostarczona na specjalne zamówienie One Direction. Twierdzili, że im wszystkim może być zimno, a przecież muszą dbać o swoje głosy. Dlaczego brunetka miała na tym nie skorzystać? Sapnęła cicho zerkając na zegarek. Dochodziła godzina dziesiąta. Nie wyglądało na to, by tego dnia ktokolwiek nosił się z zamiarem wcześniejszego wstania i zejścia na śniadanie do hotelowej restauracji. Nic w tym dziwnego. Poprzedniego wieczora zespół występował na koncercie charytatywnym. Rozśpiewana piątka stwierdziła, że chce jeszcze pokazać na co ich stać. Wsiadając do taksówki poprosili kierowcę, by zawiózł ich do jakiegoś klubu karaoke. Jak się okazało po jakimś czasie – nie tylko oni mają talent. Verruca, Danielle, Eleonor i Hailee tworzyły całkiem niezły zespół. Harry stwierdził, że mogą spokojnie uchodzić za żeńską odmianę One Direction. Brakowało tylko piątej wokalistki, ale to miała być jeszcze kwestia dopracowania oraz odpowiednich przesłuchań. Na samo wspomnienie poprzedniego wieczora na usta brunetki wkradał się szeroki uśmiech. Tylko jeden szczegół nie pozwalał jej na pełnie szczęścia. Zayn. W dalszym ciągu uważała, że ignorowanie jego osoby to najlepsze wyjście z sytuacji, w której się znaleźli. Nie mogła już dłużej go kryć przed przyjaciółmi. Każdy dzień był istną męczarnią. Nikt również nie powinien nawet pokusić się o stwierdzenie, że nieodzywanie się do Malika było łatwe. Cierpiała wewnętrzne katusze, ale nie mogła złamać danego sobie słowa.
                Przerywając swoje rozmyślania powoli podniosła się z łóżka. Ktoś musiał w nocy podkręcić ogrzewanie, bo nie było tak zimno, jak poprzedniego poranka. Brunetka narzuciła na swoje chude ramiona hotelowy szlafrok i opuściła pokój w nadziei, że hotelowa obsługa pomyślała o dostarczeniu do apartamentu śniadania dla całej dziewiątki. Z ulgą stwierdziła, że wózek stoi tuż obok stolika, który również zapełniony był najróżniejszymi przysmakami. Żołądek dał o sobie znać burcząc głośno. Mimowolnie Verruca przesunęła spojrzenie na prezenty pod choinką. Powinni już zabrać się za ich rozpakowywanie, jak nakazuje bożonarodzeniowa tradycja w krajach anglojęzycznych. Pakunki były nietknięte. Nie chcąc dotykać niczego bez przyjaciół udała się do łazienki.
Prysznic pomógł pozbyć się resztek snu. Chcąc dobrze prezentować się na śniadaniu Verruca zdecydowała się założyć ciepłe rajstopy w szarym odcieniu, a do tego czerwoną sukienkę, która sięgała połowy uda. Przeglądając się w lustrze stwierdziła, że wygląda całkiem dobrze. Rzęsy pociągnęła czarną maskarą, uprzednio kreśląc na powiekach eyelinerem cienkie linie. Efekt końcowy według Vanilov był do przyjęcia.
Gdy ponownie opuściła swój pokój w salonie siedziała już większość zespołu, włączając w to ich dziewczyny. Jedynie Niall dorwał się do jedzenia. Reszta czekała na otwarcie prezentów. Rzecz jasna jako pierwszy w stronę pakunków rzucił się Louis odnajdując te z jego imieniem.
Verruca otworzyła pierwszą paczuszkę. Znalazła w niej ramkę ze zdjęciem. Jak Niall szybko wytłumaczył była to fotografia przedstawiająca ich pierwsze, wspólne zajęcia. Od Liama i Danielle dostała komplet srebrnej biżuterii. Louis zdecydował się na perfumy, a od Harry’ego dostała pluszowego misia. Kolejne ukłucie w sercu sprawiło, że w oczach dziewczyny nie pojawiły się łzy szczęścia. Wierzyła, że święta mimo wszystko ich nie podzielą. Może nie rozmawiała razem z Zaynem, ale przygotowała dla niego prezent. I chociaż nie chciała, to w jego znalezienie włożyła mnóstwo serca. Spuściła głowę, próbując ukryć smutek. Nie było to trudne, gdyż każdy zajmował się swoimi podarunkami.
- Wesołych świąt – serce Vanilov wywinęło koziołka, gdy usłyszała za plecami znajomy szept. Powoli odwróciła głowę, próbując zmierzyć Malika chłodnym spojrzeniem. Była prawie pewna, że się nie udało. Patrzyła w orzechowe tęczówki jak urzeczona. – Nie sądzisz chyba, że zapomniałem o tobie?
- Wszystko jedno – wzruszyła ramionami.
- Chodź ze mną. Proszę.
                Nie mogła odmówić. Nie w święta. Odłożyła swoje prezenty w bezpieczne miejsce i odprowadzana wzrokiem Harry’ego podążyła za Zaynem. Przeszli zaledwie kilkanaście metrów hotelowym korytarzem. Mulat otworzył drzwi do pomieszczenia, w którym znajdował się fortepian. Verruca spojrzała na niego pytająco. W odpowiedzi dostała jedynie tajemniczy uśmiech. Poprosił ją, by usiadła przy fortepianie obok niego. Niechętnie spełniła tą prośbę. Nie lubiła, gdy Malik znajdował się tak blisko.
                Wziął głęboki oddech. Przez ostatni tydzień starał się dopracować piosenkę i melodię. Pierwsze dźwięki były niskie, przejmujące. Po chwili doszły słowa:

It was just one moment
I saw her face and I knew
I tried so hard not to love her
Cause I know that it hurts

She smells like my childhood
Vanilla ice cream
She makes me smile
She makes me laugh
She makes me happy

Now I know:
I can’t let her go
Without her I’m nothing
I can’t let her go
Cause she’s the one left

I love to hold her in my arms
She smells vanilla ice cream
Now she's my whole world
I don't wanna lose her

And here at the end:
My vanilla dream
Her vanilla soul
Our vanilla thoughts

                Verruca nawet nie zorientowała się kiedy po jej policzkach zaczęły płynąć pierwsze łzy. Nie potrafiła i nie chciała ich ukrywać. Muzyka przestała grać, jego głos ucichł, a ona trwała w bezruchu. Nie potrafiła znaleźć właściwych słów. Wszystko się plątało i mieszało. Znów musiała stoczyć wewnętrzną walkę z sercem i rozumiem. Żadne nie chciało dać za wygraną. W końcu odezwała się dusza. To ona nakazała zamknąć się logicznemu myśleniu. Serce miało prawo głosu. Verruca miała prawo do szczęścia oraz życia z chłopakiem, którego pokochała niemalże od pierwszego wejrzenia. Otworzyła usta, ale z gardła nie wydobył się nawet najcichszy głos.
- Przepraszam, wygłupiłem się tylko – westchnął Zayn, podnosząc się z miejsca. – Powinienem był po prostu coś kupić.
- Nie! – Krzyknęła brunetka, chwytając dłoń Malika. Oboje na krótką chwilę wstrzymali oddech. – Nigdy nie dostałam czegoś tak wspaniałego. Dziękuję.
                Brunetka wtuliła się w chłopaka, a ona wplótł palce w jej włosy. Trwali w tym uścisku kilka minut. Zupełnie tak jakby starali się nadrobić stracony czas. Ale było jeszcze coś o czym Verruca musiała wiedzieć. Zayn odsunął ją delikatnie i patrząc prosto w błękitne tęczówki zakomunikował, że zaraz po powrocie do Londynu zacznie uczęszczać do grupy wsparcia. Od tygodnia nie wziął ani jednej tabletki. Owszem, odczuwał pokusę, ale chciał to zrobić dla niej. Teraz już nic więcej Vanilov nie było potrzebne do szczęścia.
- Lepiej wróćmy do naszego apartamentu – wyszeptał Malik, uśmiechając się uroczo. – Nie chcę byś przeze mnie chodziła głodna.
- Jeśli już, to przez Nialla, który jest wiecznie nienajedzony – zaśmiała się brunetka, chwytając mocniej dłoń mulata. Ich palce splotły się ze sobą. Byli szczęśliwi. Tak po prostu. – Ale nie wrócę tam póki jeszcze czegoś nie zrobię.
- Co masz na myśli?
                Policzki Verruki spłonęły rumieńcem, gdy powoli ułożyła dłonie na karku chłopaka. Przymknęła powieki. Teraz czuła, że zdecydowanie za długo czekała na tą chwilę. Niepewnie musnęła wargami usta chłopaka. Poczuła, jak jego ręce oplatają jej talię. Delikatne pocałunki po krótkiej chwili przeszły w pełne pasji oraz namiętności. To było ich nieme wyznanie. Kochali się i gdyby jedno nie było bardziej uparte od drugiego, odnaleźliby siebie już dawno. Znów wplótł palce w jej włosy. Nozdrza Zayna wypełnił znajomy zapach wanilii. Jego serce waliło jak oszalałe.
- Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz – wyszeptał Malik, odgarniając z twarzy Rosjanki kilka niesfornych kosmyków. – Nie zniosę tego kolejny raz.
- Zayn jestem tutaj i będą z tobą już na zawsze – Verruca chłodnymi dłońmi przesunęła po ramionach chłopaka. – Ale musisz mi coś obiecać.
- Co tylko zechcesz.
- Nie zawiedź mnie.



***
Jej, ciężko mi się mimo wszystko rozstać z tym opowiadaniem. Jeszcze tylko epilog i koniec.
A o moich kolejnych planach opowiem właśnie pod epilogiem :) Do zobaczenia za tydzień.

11 komentarzy:

  1. Miałam uśmiech na twarzy jak czytałam tą piosenkę, a raczej jej tłumaczenie. Poczułam się prawie tak samo jak bohaterka. Od zawsze chciałam mieć chłopaka muzyka, który napisałby mi wspaniałą piosenkę płynącą prosto z serca. Ten prezent był zdecydowanie najlepszy z najlepszych. Nie liczy się biżuteria, kwiatki czy jakiś inny drobiazg. To co zrobił Zayn było na prawdę świetne! Bezcenne.
    Smutno mi się robi, że za tydzień już epilog. Ale mam nadzieję, że epilog będzie równie doskonały jak pozostałe twoje rozdziały jak i twórczość. Cóż czekam z niecierpliwością na epilog. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. już koniec? szybko minęło... :( Ale zazdroszczę Ver, takiego Zayna. Ta scena była rewelacyjna, po prostu sie rozpływam. :D Czekam na to, aż zdradzisz nam swoje plany. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. omg dlaczego tak szybko chcesz skończyć to opowiadanie? w końcu się pocałowali i w ogóle, wszyscy szczęśliwi i a Ty od razu, że epilog i w ogóle, no ejj :( tak się nie robi. i pewnie na koniec jeszcze zabijesz pewnie którego z bohaterów, ja to czuję... ale - proszę, ja czekam na happy end, NIE ZAWIEDŹ MNIE

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu, ubóstwiam Cię. I wiem, że następny wpis, prawie na 100% nas nie zawiedzie!

    OdpowiedzUsuń
  5. O matulu, tyle emocji, że nie wiem, co mam napisać. Może najpierw się trochę ogarnę, za ten czas powiem tylko, że kocham Dary Anioła, a cytat, który podałaś, jest jednym z moich ulubionych <3 A od dzisiaj mam kolejny: "Nie zawiedź mnie" *-* O jejciu, Vera i Zayn są dla siebie stworzeni. Razem pokonają wszystko, zgadza się? Nawet nałóg Zayna nie będzie przeszkodą... Awww, cudowne. Pod koniec nawet łezka zakręciła mi się w oku... Prezent Malika - to było fenomenalne. Dokładnie widziałam tę scenę w wyobraźni, gdy śpiewał jej piosenkę <3 Ajć, ajć. I co to będzie, kiedy zakończysz to opowiadanie? Chętnie czytałoby się dalej :)
    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i udanego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. aaaaaaaaaa cudownie !! w koncu tak jak ma byc ! ciesze sie okropniee, ale boje sie tego epilogu :((( mam swiadomosc ze moze sie stac cos, co zniszczy ich wspolne szczescie a wtedy sie chyba załame :(( kochana dawaj szybko epilog, mam nadzieje, że masz plany pisac jakies nowe opowiadanie bo uwielbiam czytac twoją twórczość ! buziaczki :* / wishmeyourself.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaaaaaaa cie ale genialny koniec *O* Jaka szkoda że już koniec. To było naprawdę dobre opowiadanie. Dobrze,że piszesz jeszcze inne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. SPAM ! - Serdecznie zapraszam na http://wishmeyourself.blogspot.com gdzie pojawił się Rozdział 2 "Those who are at war with others are not at peace with themself." Buziaki, paulinxoxoo

    OdpowiedzUsuń
  9. Spamik - uwielviam te słowa Jace'a. Po prostu go kocham. I nie mogę się pogodzić z tym co zrobił Sebastian ;'(

    OdpowiedzUsuń
  10. KOCHAM TO! Dlaczego już koniec? Będę za nimi tęsknić. Całe szczęście, że Vera i Zayn mogą się cieszyć sobą w końcu. Twój styl pisania jest genialny. Taki niespotykany. Zajrzę też na inne Twoje blogi i broń Boże nigdy nie wątp w to, że nikt Twojej twórczości nie czyta. Powodzenia. :)
    [spojrz-w-moje-oczy.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  11. P.S Zapomniałabym dodać, że tekst piosenki jest niesamowity ! Twoja wyobraźnia mnie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga