„Cóż
to za nieopisana ulga, mieć poczucie bezpieczeństwa przy innej osobie, nie
musieć ważyć myśli, ani mierzyć słów, lecz wylewać je wszystkie z siebie
wiedząc, że wierna dłoń przyjmie je i zachowa...”
~George Eliot
Pojedyncze
płatki śniegu powoli opadały na nowojorskie ulice. W powietrzu dało się wyczuć
klimat świąt. W szczególności, gdy wybrało się na kilkugodzinny spacer po
Central Parku. Tam co rusz można było wpaść na dzieci lepiące bałwany ze swoimi
rodzicami. Kilkoro nastolatków urządzało sobie bitwę na śnieżki. W każdej
części parku można było trafić na przebranych Mikołajów, którzy machali swoimi
dzwonkami zachęcając przechodniów do złożenia drobnego datku na rzecz potrzebujących.
Zdawało się, że tym wszystkim ludziom nie przeszkadza mocno ujemna temperatura.
W wiadomościach ostrzegali przed jeszcze większym ochłodzeniem oraz śnieżnymi
zamieciami, które miły nawiedzić Nowy Jork za kilka dni. Oni wszyscy uśmiechali
się radośnie na samą myśl, że jeszcze tylko tydzień i pod choinką znajdą się
prezenty. Każdy z nich na swój sposób będzie wyjątkowy, bo przecież dany od
serca.
Brunetka
spacerowała po Central Parku w towarzystwie dwóch przyjaciół. Mieli zamiar
wyskoczyć jedynie na gorącą czekoladę do Starbucksa, ale zamiast tego znaleźli
się właśnie w tym miejscu rozmyślając nad odpowiednimi prezentami dla członków
ich rodzin, które pozostawili w Wielkiej Brytanii. To miały być pierwsze święta
spędzone z daleka od domu. Dorośli. Zmienili swoje poglądy na wiele spraw.
Zdecydowali się pozostać w Stanach i wziąć udział w specjalnym, świątecznym
koncercie dobroczynnym, który miał odbyć się w Wigilię. Trójka muzyków
postanowiła sprowadzić swoje dziewczyny. Teraz Louis bez przerwy paplał o tym
jak się cieszy, że niemal po miesiącu zobaczy Eleanor. Trochę dziwiła reakcja
Irlandczyka na każdorazowe wspomnienie jej imienia. Rzecz jasna nikt zdawał się
tego nie zauważać. Nikt, za wyjątkiem Verruki, która wytrenowała swój zmysł
przyjacielsko-obserwatorski do perfekcji. Nic dziwnego. Starała się pilnować
Zayna na odległość.
Rosjanka
pogrążyła się we własnych myślach, pozostawiając Harry’ego i Louisa samym
sobie. Minęły prawie dwa tygodnie od chwili, gdy rozmawiała z Malikiem. To był
jej własny wybór. Nie chciała mieć nic wspólnego z człowiekiem, który
nieustannie oszukiwał wszystkich w swoim otoczeniu. Udawał, że wszystko jest w
porządku. Ukrywał swoje uzależnienie. Każdego dnia coraz bardziej oddalał się
od swoich przyjaciół. Próbował rozmawiać razem z Vanilov, ale nie chciała
słuchać. Każde słowo w jego ustach mogło okazać się kłamstwem, a ostatnimi
czasu przeszła zdecydowanie zbyt wiele. Chciała otaczać się tylko tymi ludźmi,
którym może bezgranicznie ufać. Takimi właśnie byli Harry, Louis, Liam i Niall.
- Ziemia do Very – Tomlinson pomachał
przed oczami dziewczyny dłonią przyodzianą w grubą rękawicę. Uśmiechnęła się
przepraszająco. – Pytałem, czy nie chcesz polecieć na święta do Moskwy.
Przecież musisz tęsknić za ojcem.
- Nie bardzo – Verruca mruknęła
obojętnie. – Ojciec ma wiele spraw na głowie i nie chce mnie w Rosji na święta.
Staram się to uszanować.
- Dlatego będziesz razem z nami –
oznajmił radośnie Harry, otaczając Verrucę ramieniem. Teraz uśmiech na jej
ustach stał się znacznie szerszy. To nie będą typowe święta, do jakich zdążyła
przywyknąć dzięki babci. Zawsze razem z nią ubierała choinkę i przygotowywała
tradycyjne dania. W nagrodę zawsze mogła odpakować jeden prezent dzień
wcześniej. Zazwyczaj wybierała ten największy ze wszystkich.
Pogrążona
we wspomnieniach Verruca nie zauważyła zamarzniętej kałuży, która częściowo
była zakryta przez biały puch. W butach na koturnie utrzymanie równowagi na
śliskiej nawierzchni było praktycznie niemożliwe. Próbowała jeszcze się ratować
przed wywinięciem orła, chwytając się ramienia Harry’ego. Ten z kolei tracąc
grunt pod nogami wczepił się palcami w puchową kurtkę Louisa. Koniec końców
cała trójka wylądowała na skutej mrozem ziemi, śmiejąc się przy tym głośno.
Prawdziwa beztroska, na którą ostatnimi żadne z nich nie mogło sobie pozwolić.
Harry z Louisem spełniali obowiązki gwiazd muzyki, a Verruca myślała nad nową
choreografią. W Stanach mieli przed sobą jeszcze osiem koncertów. Na te
styczniowe z całą pewnością przyjadą osoby, które były już na kilku poprzednich.
Nie mogli zaprezentować dokładnie tego samego układu.
- Chodźcie do tego Starbucksa. Zmarzłem
na kość – oznajmił Lou, pocierając różowe policzki.
Dotarcie
do kawiarni zajęło im niecałą godzinę. W tym czasie zdążyli zgubić się trzy
razy, aż w końcu dwie dziewczyny z chęcią wskazały im właściwą drogę.
Oczywiście z zamian za wspólne zdjęcie, które wykonała Verruca. Ona nie była na
tyle popularna, by znaleźć się na fotografii. Nie była zła. Zdążyła przywyknąć.
~*~
Hotelowy
korytarz wypełniały dźwięki fortepianu. Każdy, kto akurat tędy przechodził
zatrzymywał się na krótką chwilę, by posłuchać tej wzruszającej melodii. Jej
autor musiał mieć serce przepełnione smutkiem oraz żalem. Melodia wypływająca
spod jego palców sprawiała, że ludzie zebrani w korytarzu chętnie oddali się
chwili refleksji zapominając również o radosnym święcie Bożego Narodzenia.
Starsza kobieta przysiadła w fotelu. Jej oczy wypełnione były łzami. Para
nowożeńców splotła się w uścisku, kołysząc powoli. Wszystkim udzieliły się uczucia
muzyka.
Melodia
zmieniła się w jeszcze spokojniejszą i bardziej liryczną. Nietrudno było się
domyślić, że w sercu zapanował tylko pozorny spokój. Smutek, żal oraz
rozgoryczenie ukryte są za murem trudnym do przebicia. Świadczyły o tym mocne
dźwięki pojawiające się co jakiś czas, które nie pasowały do tej delikatnej
melodii.
Wśród
słuchaczy znalazł się również Liam Payne wraz ze swoją dziewczyną, która
dopiero co przyleciała do Nowego Jorku. Nasłuchiwali w skupieniu, trzymając się
za dłonie. Chłopak miał wrażenie, że ta melodia nie jest mu całkiem obca.
Zupełnie tak, jakby grał ktoś dobrze mu znany. Skupił się na krótką chwilę,
podziwiając przy tym każdy szczegół twarzy ukochanej dziewczyny, gdy do ich
uszu dotarł głos pianisty. Liam zastygł bez ruchu.
I
can’t let her go
Without
her I’m nothing
I
can’t let her go
Cause
she’s the one left
Szatyn
ruszył w stronę pomieszczenia, z którego dobiegały liryczne dźwięki. Nie
zdziwił się, gdy przed fortepianem dostrzegł Zayna. Miał przymknięte powieki i
z całą pewnością nie zdawał sobie sprawy, jak wiele ludzkich serc właśnie
poruszył. Słowa w dalszym ciągu wypływały z jego ust chociaż zdawało się, iż w
ogóle nimi nie porusza. Payne schował ręce do kiszeni zimowego płaszcza. Chyba
jeszcze nigdy nie widział Malika w takim wydaniu. Przez ostatnie tygodnie
chciał przecież uchodzić za twardziela, który nie przejmuje się niczym, ani
nikim. A już z całą pewnością nie tą niebieskooką brunetką…
My
vanilla dream
Her
vanilla soul
Our
vanilla thoughts
Rozbrzmiały
ostatnie dźwięki smutnej melodii. Nastała chwila ciszy. Liam położył dłoń na
ramieniu przyjaciela. Zaskoczony mulat podskoczył w miejscu. Dopiero teraz
można było zauważyć przejmujący smutek w orzechowych tęczówkach. Mur opadł.
Malik pozwolił, by to emocje wzięły nad nim górę. Poddał się. Zaczął przegrywać
własne życie i tracił powoli w oczach fanów. Każdego dnia musiał stawiać czoła
bolesnej rzeczywistości oraz plotkom pojawiających się na przeróżnych stronach.
Zarzucali mu obojętność oraz bycie idiotą. Każde, kolejne doniesienie było
gorsze od poprzedniego. Gdy dzisiaj pojawił się komentarz z podejrzeniem, że
może brać narkotyki – oprzytomniał. Musiał z tym walczyć. Jeśli nie dla siebie,
to dla rodziny, która już i tak się od niego odwróciła. Nie chciał zaszkodzić
im jeszcze bardziej. Młodsze rodzeństwo przeżywało trudny okres. Rodzice nie
byli dumni ze swojego syna. A jeśli nie dla nich, dla kogo jeszcze by mógł się
postarać? Odpowiedź była prosta. Na nikim innym nie zależało mu bardziej, jak na
Vanilov. Każdy dzień bez rozmowy z nią był męczarnią. Próbował zagadywać, ale
ona zbywała go jedynie półsłówkami. Nie uśmiechała się. A przynajmniej nie przy
nim. Kiedy obok był Harry, usta Verruki same składały się do uśmiechu.
- Napisałem tą piosenkę z myślą o niej –
westchnął Malik znów wpatrując się w fortepian. – Vera nie jest drugą Ade. Ona
jest moją prawdziwą miłością i uosobieniem tego, czego szukam przez całe swoje
życie.
- Więc nie zmarnuj tego.
- Ja tylko myślę, że lepiej jej będzie z
kimś innym – nerwowo bawił się zamkiem ciepłej, markowej bluzy. – Dobrze
dogaduje się z Harrym…
- Ale ich łączy tylko przyjaźń, Zayn.
Vera już dawno powiedziała Harry’emu, że nie powinien liczyć na zbyt wiele.
Jeśli go kocha, to jedynie jak brata.
Zayn
poczuł przyjemne ciepło w okolicach serca. Kąciki jego ust uniosły się w ledwie
zauważalnym uśmiechu. Tym razem obiecał sobie skończyć z nałogiem. Tabletki
można przecież zastąpić papierosami! Wierzył, że Verruca to doceni.
Zerwał
się z miejsca, uściskał Liama i opuścił pomieszczenie. Usłyszał jeszcze słowa
przyjaciela: zaśpiewaj jej tą piosenkę.
Ona zrozumie.
~*~
Trójka
przyjaciół powróciła do hotelu zmęczona, ale szczęśliwa. W Starbucksie spędzili
blisko dwie godziny, wspominając rodzinne święta oraz jak to było, zanim
kariera zmieniła ich życie. Śmiali się beztrosko, zupełnie nie zwracając uwagi
na otaczających ich ludzi. Mogli robić zdjęcia, wstawiać je na portale
społecznościowe, czy fora internetowe. To zupełnie się nie liczyło w tej
chwili. Spędzali czas w dobrym towarzystwie, a nastrój świąteczny powoli zaczął
się udzielać również im. W drodze powrotnej do hotelu zaszli również do centrum
handlowego. Do tej pory nie mieli nawet chwili, by rozejrzeć się za prezentami.
Rzucili
się na kanapę w salonie apartamentu, który przez najbliższe dwa tygodnie
należał do One Direction. Swoje pokoje mieli tutaj zarówno chłopacy, jak i
Verruca. Brunetka dzieliła swój pokój z walizkami oraz tymi ubraniami, które
nie mieściły się w pozostałych szafach.
- Jeśli będę chora, to będzie wasza wina
– Vanilov posłała Louisowi sójkę w bok. – Mogliście sobie darować tą bitwę na
śnieżki. O mały włos nie zamokły moje prezenty!
- Nie chciałaś powiedzieć co mi kupiłaś,
więc masz za swoje.
Tomlinson wyszczerzył
białe ząbki w uśmiechu. Chciał coś jeszcze dodać, ale w salonie pojawiła się
przeogromna, zielona choinka. Harry zmarszczył czoło w poszukiwaniu elfa, który
owe drzewko dostarczył. Jak się szybko okazało był nim Paul. Postanowił dać
zespołowi namiastkę świątecznego oraz rodzinnego klimatu. On sam planował za
trzy dni polecieć do Londynu by spędzić ten czas ze swoimi bliskimi.
Po ustawieniu drzewka
obok plazmowego telewizora, przyszedł czas na przyozdabianie. Tym również zajął
się Paul, kupując najładniejsze ozdoby jakie tylko mógł znaleźć w sklepie.
Louis dorwał anielskie włosy i udawał, że to jego własne. Zrobił sobie sesję
zdjęciową przed lustrem powtarzając w kółko, że Eleanor się ucieszy kiedy
ustawi jej takie na tapecie w telefonie. Harry jedynie przewrócił oczami
zastanawiając się, czy przypadkiem Tomlinson nie zatrzymał się w rozwoju na
etapie sześciolatka. Po jakichś dwudziestu minutach do roześmianej trójki
dołączył Liam z Danielle i Niallem. Irlandczyk uparł się, że to on musi
umieścić srebrną gwiazdę na czubku choinki. W tym samym czasie Payne owinął się
kolorowymi lampkami udając, że to on jest choinką. Danielle i Verruca nie były
w stanie powstrzymać histerycznego śmiechu.
- Kto by przypuszczał, że ubieranie
choinki może być tak zabawne – Rosjanka podała Harry’emu srebrną bombkę.
Kędzierzawy posłał jej radosny uśmiech. Cieszył się, że dziewczyna w końcu
zapomniała o wydarzeniach z ostatnich tygodni. Była szczęśliwa. Dla niego to
był wymarzony prezent na Gwiazdkę. Nie potrzebował niczego więcej niż iskierek
w oczach przyjaciółki.
***
Szybko poszło. Już przedostatni.
Zawarty tekst do piosenki napisany został przeze mnie i całość poznacie w następnym rozdziale :)
Klimat świąteczny - lubię go bardzo, a Ty idealnie opisałaś ten klimat. Cieszę się, że Verruca spędziła tak miło czas z Lou i Harrym. A Zayn jak zauważyłam chyba postara się porządnie o względy Verr, ale czy ta piosenka chwyci ją za serce i wybaczy? Czuję, że ostatni rozdział będzie dużo wyjaśniający i pełen akcji. A pomyśleć, że nie-zawiedz-mnie kończy się już to serce mi się kraje. Cóż opowiadanie było i będzie genialne! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAwwrrr ;3
OdpowiedzUsuńKlimat świąteczny! Aż chce się iśc wyjąc choinkę i ją przyozdobic <3
Szkoda, że to już przedostatni, bardzo lubiałam tego bloga i nigdy go nie przestane lubiec ^^ Opowiadanie jest niesamowite i mam nadzieje, że już za niedługoo będziesz pisac inne bo masz talent!
Pozdrawiam.
Och tak! Już nie mogę się doczekać! Chociaż smutno mi że to już koniec... Oby szczęśliwy!
OdpowiedzUsuńja nie chce zeby to opowiadanie sie konczylo ;(((( ! załame sie chyba, jest tak pieknie, mam nadzieje ze zakonczy sie szczesliwie i jednak w koncu bedą razem i nic nie stanie im juz na przeszkodzie bo są sobie przeznaczeni! dawaj szybciutko nastepny rozdział bo strasznei jestem ciekaawa co dalej ! buziakii :* / wishmeyourself.blogspot.com
OdpowiedzUsuńnieee.. :/ koniec? wciągnęłam się w historię Ver i Zayna. te zwroty akcji, zamieszanie i tajemniczość zabrały mnie w fantastyczną podróż. z jednej strony szkoda, że to już koniec, ale z drugiej wiem, że to początek nie tylko dalszych losów bohaterów, ale też nowej historii. :D
OdpowiedzUsuńPiosenka ma swój urok i czar. Teraz tylko czekam na reakcję Ver.
Pozdrawiam! :*
Ah, wybacz mi, że tak późno komentuję, ale szkoła zajęła cały mój wolny czas :) Kurcze, tak! Czyżby Zayn naprawdę oprzytomniał? Mam nadzieję! Nie mogę się doczekać aż zaśpiewa całą piosenkę Verze... Awws, cudowny tekst, gratuluję umiejętności pisarskich :D Kurcze, zarzuciłaś nam tutaj taką cudowną, świąteczną atmosferę, że już się nie mogę doczekać świąt! Tych w realu, ma się rozumieć ^,^ Z Liama jest naprawdę cudowny przyjaciel. Cieszę się, że tak zdopingował Malika. Może w końcu ich życie się ułoży. I Zayna i Veruccy(dobrze odmieniłam? ;p). Och, nie... szkoda, że koniec już niedługo. Ale ponoć wszystko co dobre, kiedyś się kończy ^,^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, xx! :)