7 września 2012

Cztery



„Wszystko było tak cholernie kruche. To oczywiste, pewnie, ale przeważnie zapominamy o tym – nie chcemy myśleć, jak łatwo nasze życie może lec w gruzach, ponieważ gdybyśmy zdali sobie z tego sprawę, odchodzilibyśmy od zmysłów. Ci, którzy wciąż się boją, potrzebują leków, żeby normalnie funkcjonować. Oni rozumieją rzeczywistość, wiedzą, jak cienka jest granica. I nie chodzi o to, że nie potrafią zaakceptować prawdy – nie umieją o niej zapomnieć.”
~Harlan Coben; Obiecaj Mi

                Wieczorne spacery po okolicy zaczęły być normą nie tylko dla Zayna, ale również jego przyjaciół. Nie pytali już o której wróci. Raczej zastanawiali się bezgłośnie – czy w ogóle. Malik stał się zagadką. Nikomu już się nie zwierzał. Nikomu nie ufał. W pewnym sensie powrócił ten dawny Zayn. Potrafił radośnie się uśmiechać oraz robić sobie żarty z Liama oraz jego łyżkowej fobii. Rano wstawał jako jeden z pierwszych i czytał najnowsze wydanie The Timesa, które zazwyczaj przynosił Paul razem z pięcioma kubkami świeżej, czarnej kawy. Nikt nie miał nawet pojęcia o tajemnicy, którą Zayn ukrywał pod materacem swojego łóżka. Nikt nie wiedział o tych małych, białych tabletkach.
                Nogi same niosły go przed siebie. Nie kontrolował tego dokąd idzie. Jego myśli zajmowała tylko jedna sprawa: jak to możliwe, że Harry i Vera się dogadują? On był od niej młodszy o całe dwa lata. Nawet nie przepadał jakoś specjalnie za tańcem! Ona – dziewczyna z Rosji, piękna i utalentowana. Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Bzdura! Tą dwójkę więcej dzieli niż łączy. A jednak potrafili znaleźć wspólne tematy do rozmowy. Przy Harrym dziewczyna promieniała i śmiała się tak prawdziwie, beztrosko. Na razie zachowywali się jedynie jak para dobrych przyjaciół. A jeśli zostaną parą? Tej myśli Malik nie był w stanie znieść. Z kieszeni puchowej kurtki wyciągnął plastikowe opakowanie. Pozostała w nim ostatnia tabletka. Westchnął z rozrzewnieniem. Takie maleństwo sprawiało, że świat natychmiast stawał się lepszy. Nie było w nim poważnych zmartwień. Przez kilka godzin zapominał o Adriannie, Verruce oraz pozostałych dziewczynach, które kiedykolwiek dla niego znaczyły. Był we własnym świecie, do którego płeć przeciwna nie miała wstępu.
                Łyknął tabletkę. Nie potrzebował już popijać jej wodą. Teraz tylko musiał czekać, aż zacznie działać. Przysiadł na ławce, a twarz ukrył w dłoniach. Gdyby tylko mógł, to poddałby się już dawno. Za każdym razem kiedy myślał o samobójstwie, widział twarze swoich przyjaciół. Na jakiś pokręcony sposób chciał istnieć dla nich. One Direction potrzebowało pięciu członków. Bez jednego z nich już nie byłoby tak samo. Możliwe, że nawet nie byłoby zespołu.
                Do uszu Zayna dotarł szelest liści spowodowany przez czyjeś kroki. Podniósł głowę. Musiał kilka razy zamrugać powiekami, by odgonić łzy. W blasku latarni dostrzegł znajomą sylwetkę. Poruszył się niespokojnie. Kiedy w pobliżu pojawiała się Melinda Brooks, to zwiastowała kłopoty. Zayn nigdy nie chciał mieć z nią nic wspólnego. To Adrianna próbowała go przekonać do Brooks. Były najlepszymi przyjaciółkami. Podobno. On w to nie wierzył. Melinda zwyczajnie wyzyskiwała Ade.
- Zayn Malik, cóż za miła niespodzianka.
- Chciałbym móc powiedzieć to samo – warknął, obrzucając niewysoką blondynkę pogardliwym spojrzeniem. – Czego chcesz?
- Porozmawiać – przysiadła na ławce obok niego. – Wyglądasz na takiego samotnego. Gdzie się podziała twoja dziewczyna?
- Nawet się nie waż…
- Zayn, spokojnie – Melinda zaśmiała się dźwięcznie. – Dobrze wiesz, że Ade sama tego chciała. Była narkomanką.
- Ty ją w to wszystko wciągnęłaś!
                Zayn poznał Adriannę na długo przed tym, jak na ich drodze pojawiła się Melinda. Blondynka imponowała swoją pewnością siebie oraz brakiem jakichkolwiek zahamowań. Adrianna uznała, że potrzeba jej właśnie kogoś takiego. Chciała przeżyć przygodę. Nie wiedziała do czego może to doprowadzić. On próbował ją ostrzec. Uwidaczniał wszystkie wady Melindy Brooks. Ade nie chciała słuchać.
- Ale to nie ja kazałam jej przedawkować – blondynka uśmiechnęła się złośliwie. – A wystarczyło byś tylko do niej przyjechał. To smutne.
- Zamknij się – wycedził między zębami. Melinda prowokowała i z całą pewnością miała w tym swój cel. Nie chciał uczestniczyć w jej rozgrywkach. – Ty nic nie wiesz.
- Wiem wystarczająco dużo – wzruszyła ramionami. – Wyzwałeś Ade od narkomanek. Powiedziałeś, że to koniec i nie chcesz mieć z nią nic wspólnego. Żałujesz, prawda? Chciałbyś cofnąć czas, ale niestety nie potrafisz. Skoro jednak wtedy ją nazwałeś narkomanką, to jak teraz określisz samego siebie?
                Natychmiast poderwał się z ławki. Chciał znaleźć się jak najdalej od Melindy zanim straci panowanie nad własnymi reakcjami, które w głównej mierze byłby spowodowane tą przeklętą, białą tabletką. Nie ruszył się z miejsca. Po minie Brooks widział, że ma coś jeszcze w zanadrzu. Wziął kilka głębokich wdechów i policzył do dziesięciu.
- To był jednorazowy zakup. Błąd, który więcej się nie powtórzy.
- Och Zayn, jakiś ty słodki – blondynka podniosła się z ławki, by spojrzeć mulatowi prosto w oczy. – Każdy tak mówi na początku. Dobrze wiem też, że nie jest to twój pierwszy raz.
- Melinda, daj mi spokój – jęknął czując, jak świat dookoła zaczyna niespokojnie wirować. – Odpuść sobie.
- Nie mogę Malik. To nie jest w moim stylu – położyła dłoń na ramieniu chłopaka. – Ale z chęcią przeszłabym się do tej Rosjanki. Jak ona miała na imię – w zamyśleniu zagryzła dolną wargę. – Ach, tak! Verruca Vanilov!
                Tego wszystkiego było już za wiele. Każdy człowiek ma wyraźnie określoną granicę swojej wytrzymałości. Melinda właśnie ją przekroczyła. Chwycił ją mocno za nadgarstki. Kiedy syknęła z bólu, usta Malika wykrzywił szyderczy uśmiech. Brooks mogła bezkarnie wspominać Ade. Znała ją i zapewne też na swój sposób przeżyła jej śmierć. Jednak nie powinna była nawet wypowiadać imienia Rosjanki. Zayn już podczas ich pierwszego spotkania poprzysiągł sobie, że będzie się o dziewczynę troszczyć. Nie pozwoli by ktokolwiek wyrządził jej krzywdę.
                Przybliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny.
- Tkniesz ją, a wtedy będziesz mieć ze mną do czynienia – wysyczał. W błękitnych oczach dziewczyny dostrzegł strach. Osiągnął swój cel.
- Zayn, za kogo ty mnie masz?
- Za zimną, wyrachowaną sukę, która przed niczym się nie cofnie – wyliczał, zaciskając dłonie coraz mocniej na nadgarstkach Melindy. – Ale wierz mi na słowo, że jeśli tkniesz Verrukę, to będzie jeszcze gorzej, rozumiesz?
- Jakiś ty się wrażliwy zrobił – prychnęła blondynka, próbując wyrwać ręce z żelaznego uścisku muzyka. – A jeśli nie zostawisz mnie w spokoju, to zacznę krzyczeć. Chyba nie chcesz być pożywką dla prasy?
- Nie boję się ciebie, Melinda – warknął na pożegnanie. Odwrócił się na pięcie, zostawiając blondynkę samą w parku.

~*~
                Potrzebowała kogoś, z kim będzie mogła porozmawiać. Wszyscy znajomi rzecz jasna mieli zupełnie inne sprawy na głowie, niż wysłuchiwanie gorzkich żali Rosjanki. Na Gideonie również nie mogła polegać. Wyjechał na warsztaty dla choreografów. Siedział teraz w słonecznym Los Angeles, nie przejmując się niczym. Brunetka była pewna, że właśnie w tej chwili budzi się po upojnej nocy, którą spędził z kelnerką lub jakąś podrzędną tancerką. To było w jego stylu. Na dłuższą metę zachowywał się w porządku, ale pod wpływem alkoholu był zupełnie innym człowiekiem.
                Zamknęła drzwi i zbiegła po schodach. Przed budynkiem czekała już taksówka. Vanilov podała jedyny adres, który przyszedł jej na myśl. Nerwowo ocierała łzy spływające po policzkach. Nie lubiła okazywać słabości. Ostatni raz płakała, gdy przytrafiła się jej ta ciężka kontuzja. Tamten strach był niczym w porównaniu do tego, co czuła w tej chwili. Nie mogła powstrzymać głośnego szlochu, który wyrwał się z jej piersi.
                Drżącymi dłońmi wręczyła taksówkarzowi banknot o zdecydowanie za dużym nominale jak za tak krótki kurs. Nie reagowała na jego nawoływania, gdy weszła w ciemną uliczkę. Jej celem był ten niewielki domek z czerwonej cegły, który majaczył kilka metrów dalej. Przewróciła się, wpadając na kupkę śmieci. Jęknęła cicho z bólu, ale niestrudzenie kontynuowała marsz. Kiedy dotknęła białych drzwi, poczuła się bezpieczna. Z wielkim trudem wcisnęła dzwonek. Niemalże na głos błagała, by ktoś otworzył.
- Zayn, znów zapomniałeś… - Louis urwał, gdy dziewczyna tak bezceremonialnie się w niego wtuliła. Przez ułamek sekundy widział twarz, w której rozpoznał choreografkę zespołu. Otoczył ją ramionami i przyciągnął do siebie. – Vera, co się stało?
                Brunetka odsunęła się od chłopaka. Chciała o wszystkim powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się nawet najcichszy dźwięk. Odszukała ścianę. Oparła się o nią, próbując spokojnie oddychać. Niespokojne myśli zawładnęły całym umysłem. Ukryła twarz w dłoniach, osuwając się na podłogę.
- Malik znów kluczy zapomniał? – Do jej uszu dobiegł głos Stylesa. Louis chrząknął cicho, kręcąc energicznie głową. Dłonią wskazał na roztrzęsioną brunetkę. Tomlinson nigdy nie był dobry w pocieszaniu. Teraz zwyczajnie spanikował.
                Harry rzucił się w stronę brunetki. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo takie zachowanie może ją wystarczyć. Pisnęła cicho, zwijając się w kłębek. Dwójce muzyków natychmiast przez głowę przeszła myśl, jak wiele ta dziewczyna w swoim życiu przeszła.
- Verruca spokojnie – kędzierzawy zaczął spokojnymi ruchami gładzić dziewczynę po plecach. – Co się stało?
- Przepraszam Harry – wyszeptała Vanilov, ocierając łzy z policzków. – Nie powinnam tutaj przychodzić…
- Nie gadaj głupot – chłopak uśmiechnął się ciepło do dziewczyny, próbując tym samym dodać jej otuchy. – Zawsze możesz na nas liczyć.
                Oparła głowę na ramieniu muzyka. Nie była w stanie myśleć o tym, jak długo będzie w tym miejscu bezpieczna. Miała przy sobie Harry’ego. Mogła mu ufać. Chciała powiedzieć o wszystkim, ale jeszcze nie teraz. Była zbyt przerażona i roztrzęsiona.


***
Powoli zaczynam mieć wątpliwości, czy to moje pisanie w ogóle ma sens. Nie podoba się Wam to opowiadanie? Bo już sama nie wiem w czym problem... No cóż. Dzisiaj rano dobra wiadomość i oby ten dzień tak szczęśliwym pozostał :) Gratuluję chłopakom! A teraz sama idę spróbować zaliczyć matmę.
Następny rozdział wyjątkowo w czwartek.

5 komentarzy:

  1. Nie rozpisze sie bo siedze na telefonie ale powiem tylko jedno : masz dokonczyc ta historie. mimo ze nie jestem teraz posiadaczka laptopa to to opowoadanie dodaje mojej wenie pomyslow. sorry jesli komentarz jest bezsensowny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie, po prostu pięknie ! Cudownie piszesz ! I musisz koniecznie dalej prowadzić tego bloga ! <3
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zayn i narkotyki?! Ale się w bagno wkopał... Mam nadzieję, że szybko z niego wyjdzie i ktoś mu przede wszystkim pomoże. :) Co do Ver to jestem ciekawa jak dalej się to z nią potoczy.
    Kochana ty się zastanawiasz czy pisanie tego opowiadania ma w ogóle sens?! Oszalałaś?! Oczywiście, że ma!! :) Nawet nie próbuj mi nie dokańczać tego, bo inaczej sobie porozmawiamy! Jesteś znakomita i kocham czytać to co piszesz. :) Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to! Co ja gadam - kocham! Biedny Zayn... Może jednak uda mu się zwyciężyć... Biedna Verruca... Ciekawe co się stało? Kiedy CD? Oby szybko ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. ach uwielbiam to! Boskie, Boskie! Czekam na nową notkę z niecierpliwością :) Boże, spać nie będe mogła *.* [loveyoumorethanthis15]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga