3 listopada 2012

Trzynaście



„Cóż to za nieopisana ulga, mieć poczucie bezpieczeństwa przy innej osobie, nie musieć ważyć myśli, ani mierzyć słów, lecz wylewać je wszystkie z siebie wiedząc, że wierna dłoń przyjmie je i zachowa...”
~George Eliot

                Pojedyncze płatki śniegu powoli opadały na nowojorskie ulice. W powietrzu dało się wyczuć klimat świąt. W szczególności, gdy wybrało się na kilkugodzinny spacer po Central Parku. Tam co rusz można było wpaść na dzieci lepiące bałwany ze swoimi rodzicami. Kilkoro nastolatków urządzało sobie bitwę na śnieżki. W każdej części parku można było trafić na przebranych Mikołajów, którzy machali swoimi dzwonkami zachęcając przechodniów do złożenia drobnego datku na rzecz potrzebujących. Zdawało się, że tym wszystkim ludziom nie przeszkadza mocno ujemna temperatura. W wiadomościach ostrzegali przed jeszcze większym ochłodzeniem oraz śnieżnymi zamieciami, które miły nawiedzić Nowy Jork za kilka dni. Oni wszyscy uśmiechali się radośnie na samą myśl, że jeszcze tylko tydzień i pod choinką znajdą się prezenty. Każdy z nich na swój sposób będzie wyjątkowy, bo przecież dany od serca.
                Brunetka spacerowała po Central Parku w towarzystwie dwóch przyjaciół. Mieli zamiar wyskoczyć jedynie na gorącą czekoladę do Starbucksa, ale zamiast tego znaleźli się właśnie w tym miejscu rozmyślając nad odpowiednimi prezentami dla członków ich rodzin, które pozostawili w Wielkiej Brytanii. To miały być pierwsze święta spędzone z daleka od domu. Dorośli. Zmienili swoje poglądy na wiele spraw. Zdecydowali się pozostać w Stanach i wziąć udział w specjalnym, świątecznym koncercie dobroczynnym, który miał odbyć się w Wigilię. Trójka muzyków postanowiła sprowadzić swoje dziewczyny. Teraz Louis bez przerwy paplał o tym jak się cieszy, że niemal po miesiącu zobaczy Eleanor. Trochę dziwiła reakcja Irlandczyka na każdorazowe wspomnienie jej imienia. Rzecz jasna nikt zdawał się tego nie zauważać. Nikt, za wyjątkiem Verruki, która wytrenowała swój zmysł przyjacielsko-obserwatorski do perfekcji. Nic dziwnego. Starała się pilnować Zayna na odległość.
                Rosjanka pogrążyła się we własnych myślach, pozostawiając Harry’ego i Louisa samym sobie. Minęły prawie dwa tygodnie od chwili, gdy rozmawiała z Malikiem. To był jej własny wybór. Nie chciała mieć nic wspólnego z człowiekiem, który nieustannie oszukiwał wszystkich w swoim otoczeniu. Udawał, że wszystko jest w porządku. Ukrywał swoje uzależnienie. Każdego dnia coraz bardziej oddalał się od swoich przyjaciół. Próbował rozmawiać razem z Vanilov, ale nie chciała słuchać. Każde słowo w jego ustach mogło okazać się kłamstwem, a ostatnimi czasu przeszła zdecydowanie zbyt wiele. Chciała otaczać się tylko tymi ludźmi, którym może bezgranicznie ufać. Takimi właśnie byli Harry, Louis, Liam i Niall.
- Ziemia do Very – Tomlinson pomachał przed oczami dziewczyny dłonią przyodzianą w grubą rękawicę. Uśmiechnęła się przepraszająco. – Pytałem, czy nie chcesz polecieć na święta do Moskwy. Przecież musisz tęsknić za ojcem.
- Nie bardzo – Verruca mruknęła obojętnie. – Ojciec ma wiele spraw na głowie i nie chce mnie w Rosji na święta. Staram się to uszanować.
- Dlatego będziesz razem z nami – oznajmił radośnie Harry, otaczając Verrucę ramieniem. Teraz uśmiech na jej ustach stał się znacznie szerszy. To nie będą typowe święta, do jakich zdążyła przywyknąć dzięki babci. Zawsze razem z nią ubierała choinkę i przygotowywała tradycyjne dania. W nagrodę zawsze mogła odpakować jeden prezent dzień wcześniej. Zazwyczaj wybierała ten największy ze wszystkich.
                Pogrążona we wspomnieniach Verruca nie zauważyła zamarzniętej kałuży, która częściowo była zakryta przez biały puch. W butach na koturnie utrzymanie równowagi na śliskiej nawierzchni było praktycznie niemożliwe. Próbowała jeszcze się ratować przed wywinięciem orła, chwytając się ramienia Harry’ego. Ten z kolei tracąc grunt pod nogami wczepił się palcami w puchową kurtkę Louisa. Koniec końców cała trójka wylądowała na skutej mrozem ziemi, śmiejąc się przy tym głośno. Prawdziwa beztroska, na którą ostatnimi żadne z nich nie mogło sobie pozwolić. Harry z Louisem spełniali obowiązki gwiazd muzyki, a Verruca myślała nad nową choreografią. W Stanach mieli przed sobą jeszcze osiem koncertów. Na te styczniowe z całą pewnością przyjadą osoby, które były już na kilku poprzednich. Nie mogli zaprezentować dokładnie tego samego układu.
- Chodźcie do tego Starbucksa. Zmarzłem na kość – oznajmił Lou, pocierając różowe policzki.
                Dotarcie do kawiarni zajęło im niecałą godzinę. W tym czasie zdążyli zgubić się trzy razy, aż w końcu dwie dziewczyny z chęcią wskazały im właściwą drogę. Oczywiście z zamian za wspólne zdjęcie, które wykonała Verruca. Ona nie była na tyle popularna, by znaleźć się na fotografii. Nie była zła. Zdążyła przywyknąć.

~*~
                Hotelowy korytarz wypełniały dźwięki fortepianu. Każdy, kto akurat tędy przechodził zatrzymywał się na krótką chwilę, by posłuchać tej wzruszającej melodii. Jej autor musiał mieć serce przepełnione smutkiem oraz żalem. Melodia wypływająca spod jego palców sprawiała, że ludzie zebrani w korytarzu chętnie oddali się chwili refleksji zapominając również o radosnym święcie Bożego Narodzenia. Starsza kobieta przysiadła w fotelu. Jej oczy wypełnione były łzami. Para nowożeńców splotła się w uścisku, kołysząc powoli. Wszystkim udzieliły się uczucia muzyka.
                Melodia zmieniła się w jeszcze spokojniejszą i bardziej liryczną. Nietrudno było się domyślić, że w sercu zapanował tylko pozorny spokój. Smutek, żal oraz rozgoryczenie ukryte są za murem trudnym do przebicia. Świadczyły o tym mocne dźwięki pojawiające się co jakiś czas, które nie pasowały do tej delikatnej melodii.
                Wśród słuchaczy znalazł się również Liam Payne wraz ze swoją dziewczyną, która dopiero co przyleciała do Nowego Jorku. Nasłuchiwali w skupieniu, trzymając się za dłonie. Chłopak miał wrażenie, że ta melodia nie jest mu całkiem obca. Zupełnie tak, jakby grał ktoś dobrze mu znany. Skupił się na krótką chwilę, podziwiając przy tym każdy szczegół twarzy ukochanej dziewczyny, gdy do ich uszu dotarł głos pianisty. Liam zastygł bez ruchu.

I can’t let her go
Without her I’m nothing
I can’t let her go
Cause she’s the one left

                Szatyn ruszył w stronę pomieszczenia, z którego dobiegały liryczne dźwięki. Nie zdziwił się, gdy przed fortepianem dostrzegł Zayna. Miał przymknięte powieki i z całą pewnością nie zdawał sobie sprawy, jak wiele ludzkich serc właśnie poruszył. Słowa w dalszym ciągu wypływały z jego ust chociaż zdawało się, iż w ogóle nimi nie porusza. Payne schował ręce do kiszeni zimowego płaszcza. Chyba jeszcze nigdy nie widział Malika w takim wydaniu. Przez ostatnie tygodnie chciał przecież uchodzić za twardziela, który nie przejmuje się niczym, ani nikim. A już z całą pewnością nie tą niebieskooką brunetką…

My vanilla dream
Her vanilla soul
Our vanilla thoughts

                Rozbrzmiały ostatnie dźwięki smutnej melodii. Nastała chwila ciszy. Liam położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Zaskoczony mulat podskoczył w miejscu. Dopiero teraz można było zauważyć przejmujący smutek w orzechowych tęczówkach. Mur opadł. Malik pozwolił, by to emocje wzięły nad nim górę. Poddał się. Zaczął przegrywać własne życie i tracił powoli w oczach fanów. Każdego dnia musiał stawiać czoła bolesnej rzeczywistości oraz plotkom pojawiających się na przeróżnych stronach. Zarzucali mu obojętność oraz bycie idiotą. Każde, kolejne doniesienie było gorsze od poprzedniego. Gdy dzisiaj pojawił się komentarz z podejrzeniem, że może brać narkotyki – oprzytomniał. Musiał z tym walczyć. Jeśli nie dla siebie, to dla rodziny, która już i tak się od niego odwróciła. Nie chciał zaszkodzić im jeszcze bardziej. Młodsze rodzeństwo przeżywało trudny okres. Rodzice nie byli dumni ze swojego syna. A jeśli nie dla nich, dla kogo jeszcze by mógł się postarać? Odpowiedź była prosta. Na nikim innym nie zależało mu bardziej, jak na Vanilov. Każdy dzień bez rozmowy z nią był męczarnią. Próbował zagadywać, ale ona zbywała go jedynie półsłówkami. Nie uśmiechała się. A przynajmniej nie przy nim. Kiedy obok był Harry, usta Verruki same składały się do uśmiechu.
- Napisałem tą piosenkę z myślą o niej – westchnął Malik znów wpatrując się w fortepian. – Vera nie jest drugą Ade. Ona jest moją prawdziwą miłością i uosobieniem tego, czego szukam przez całe swoje życie.
- Więc nie zmarnuj tego.
- Ja tylko myślę, że lepiej jej będzie z kimś innym – nerwowo bawił się zamkiem ciepłej, markowej bluzy. – Dobrze dogaduje się z Harrym…
- Ale ich łączy tylko przyjaźń, Zayn. Vera już dawno powiedziała Harry’emu, że nie powinien liczyć na zbyt wiele. Jeśli go kocha, to jedynie jak brata.
                Zayn poczuł przyjemne ciepło w okolicach serca. Kąciki jego ust uniosły się w ledwie zauważalnym uśmiechu. Tym razem obiecał sobie skończyć z nałogiem. Tabletki można przecież zastąpić papierosami! Wierzył, że Verruca to doceni.
                Zerwał się z miejsca, uściskał Liama i opuścił pomieszczenie. Usłyszał jeszcze słowa przyjaciela: zaśpiewaj jej tą piosenkę. Ona zrozumie.

~*~
                Trójka przyjaciół powróciła do hotelu zmęczona, ale szczęśliwa. W Starbucksie spędzili blisko dwie godziny, wspominając rodzinne święta oraz jak to było, zanim kariera zmieniła ich życie. Śmiali się beztrosko, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczających ich ludzi. Mogli robić zdjęcia, wstawiać je na portale społecznościowe, czy fora internetowe. To zupełnie się nie liczyło w tej chwili. Spędzali czas w dobrym towarzystwie, a nastrój świąteczny powoli zaczął się udzielać również im. W drodze powrotnej do hotelu zaszli również do centrum handlowego. Do tej pory nie mieli nawet chwili, by rozejrzeć się za prezentami.
                Rzucili się na kanapę w salonie apartamentu, który przez najbliższe dwa tygodnie należał do One Direction. Swoje pokoje mieli tutaj zarówno chłopacy, jak i Verruca. Brunetka dzieliła swój pokój z walizkami oraz tymi ubraniami, które nie mieściły się w pozostałych szafach.
- Jeśli będę chora, to będzie wasza wina – Vanilov posłała Louisowi sójkę w bok. – Mogliście sobie darować tą bitwę na śnieżki. O mały włos nie zamokły moje prezenty!
- Nie chciałaś powiedzieć co mi kupiłaś, więc masz za swoje.
Tomlinson wyszczerzył białe ząbki w uśmiechu. Chciał coś jeszcze dodać, ale w salonie pojawiła się przeogromna, zielona choinka. Harry zmarszczył czoło w poszukiwaniu elfa, który owe drzewko dostarczył. Jak się szybko okazało był nim Paul. Postanowił dać zespołowi namiastkę świątecznego oraz rodzinnego klimatu. On sam planował za trzy dni polecieć do Londynu by spędzić ten czas ze swoimi bliskimi.
Po ustawieniu drzewka obok plazmowego telewizora, przyszedł czas na przyozdabianie. Tym również zajął się Paul, kupując najładniejsze ozdoby jakie tylko mógł znaleźć w sklepie. Louis dorwał anielskie włosy i udawał, że to jego własne. Zrobił sobie sesję zdjęciową przed lustrem powtarzając w kółko, że Eleanor się ucieszy kiedy ustawi jej takie na tapecie w telefonie. Harry jedynie przewrócił oczami zastanawiając się, czy przypadkiem Tomlinson nie zatrzymał się w rozwoju na etapie sześciolatka. Po jakichś dwudziestu minutach do roześmianej trójki dołączył Liam z Danielle i Niallem. Irlandczyk uparł się, że to on musi umieścić srebrną gwiazdę na czubku choinki. W tym samym czasie Payne owinął się kolorowymi lampkami udając, że to on jest choinką. Danielle i Verruca nie były w stanie powstrzymać histerycznego śmiechu.
- Kto by przypuszczał, że ubieranie choinki może być tak zabawne – Rosjanka podała Harry’emu srebrną bombkę. Kędzierzawy posłał jej radosny uśmiech. Cieszył się, że dziewczyna w końcu zapomniała o wydarzeniach z ostatnich tygodni. Była szczęśliwa. Dla niego to był wymarzony prezent na Gwiazdkę. Nie potrzebował niczego więcej niż iskierek w oczach przyjaciółki.


***
Szybko poszło. Już przedostatni.
Zawarty tekst do piosenki napisany został przeze mnie i całość poznacie w następnym rozdziale :)

6 komentarzy:

  1. Klimat świąteczny - lubię go bardzo, a Ty idealnie opisałaś ten klimat. Cieszę się, że Verruca spędziła tak miło czas z Lou i Harrym. A Zayn jak zauważyłam chyba postara się porządnie o względy Verr, ale czy ta piosenka chwyci ją za serce i wybaczy? Czuję, że ostatni rozdział będzie dużo wyjaśniający i pełen akcji. A pomyśleć, że nie-zawiedz-mnie kończy się już to serce mi się kraje. Cóż opowiadanie było i będzie genialne! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwrrr ;3
    Klimat świąteczny! Aż chce się iśc wyjąc choinkę i ją przyozdobic <3
    Szkoda, że to już przedostatni, bardzo lubiałam tego bloga i nigdy go nie przestane lubiec ^^ Opowiadanie jest niesamowite i mam nadzieje, że już za niedługoo będziesz pisac inne bo masz talent!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och tak! Już nie mogę się doczekać! Chociaż smutno mi że to już koniec... Oby szczęśliwy!

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nie chce zeby to opowiadanie sie konczylo ;(((( ! załame sie chyba, jest tak pieknie, mam nadzieje ze zakonczy sie szczesliwie i jednak w koncu bedą razem i nic nie stanie im juz na przeszkodzie bo są sobie przeznaczeni! dawaj szybciutko nastepny rozdział bo strasznei jestem ciekaawa co dalej ! buziakii :* / wishmeyourself.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. nieee.. :/ koniec? wciągnęłam się w historię Ver i Zayna. te zwroty akcji, zamieszanie i tajemniczość zabrały mnie w fantastyczną podróż. z jednej strony szkoda, że to już koniec, ale z drugiej wiem, że to początek nie tylko dalszych losów bohaterów, ale też nowej historii. :D
    Piosenka ma swój urok i czar. Teraz tylko czekam na reakcję Ver.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ah, wybacz mi, że tak późno komentuję, ale szkoła zajęła cały mój wolny czas :) Kurcze, tak! Czyżby Zayn naprawdę oprzytomniał? Mam nadzieję! Nie mogę się doczekać aż zaśpiewa całą piosenkę Verze... Awws, cudowny tekst, gratuluję umiejętności pisarskich :D Kurcze, zarzuciłaś nam tutaj taką cudowną, świąteczną atmosferę, że już się nie mogę doczekać świąt! Tych w realu, ma się rozumieć ^,^ Z Liama jest naprawdę cudowny przyjaciel. Cieszę się, że tak zdopingował Malika. Może w końcu ich życie się ułoży. I Zayna i Veruccy(dobrze odmieniłam? ;p). Och, nie... szkoda, że koniec już niedługo. Ale ponoć wszystko co dobre, kiedyś się kończy ^,^
    Pozdrawiam serdecznie, xx! :)

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga